**Patrick**
A więc, to ten Instytut. Widziałem go nie raz, na zdjęciach. Wielki, stary, piękny. W przyszłości, gdy będą rządził Światem Cieni, i Przyziemnymi. Wszyscy będą mi się kłaniać. Padać do stóp. Matka będzie dumna, a ojciec pożałuje, że w ogóle tknął Lilith.
Idę się rozejrzeć po okolicy. Już otworzyłem drzwi, a w moich objęciach, była niska blondynka. Oczy ciemne, jak noc. Pełne energii, strachu, miłości i poczucia winy. Coś ukuło mnie w sercu. Skarb. Tylko jedno słowo może określić, tę dziewczynę.
- Puszczaj! - krzyknęła. Wypuściłem ją bez wahania. Spełnił bym każde jej życzenie. Dziwnie się czułem. Tak jakby coś, było w moim brzuchu.
- Przepraszam. Jestem Patrick Christian... - przerwałem. Jak mam na nazwisko?! Strakweather?! Nie, nie dam się tak zhańbić.
- Sebastianie? - zapytałem w myślach. Idioci myślą, że umarł. Zapomnieli o nim. Ale my pamiętamy. Cały Edom. On żyje w nas. We mnie. W Wybrańcu.
- Tak bracie? - uff, odpowiedział.
- Mam pytanie?
- O tą piękność? Oto uczucie, które czujesz?
- Jak mam na nazwisko? - odpowiedziałem bardzo speszony.
- Deamon. Ave Mistrzu.
- Ave, Mistrzu.
- Co? Masz tak na nazwisko? Czy się wydurniasz?! Nabierasz mnie? Jesteś kolejnym dupkiem? Chcesz się mną pobawić? - masa pytań. Mogłem się domyślić, że jakiś frajer chciał ją skrzywdzić.
- Patrick Christian Deamon. Nie, nie wydurniam się. Nie, nie nabieram cię. Nie jestem dupkiem. Jak można bawić się, tak piękną i wspaniałą niewiastą? - na ostatnie pytanie, odpowiedziałem pytaniem.
- Lesli Edytha...
- Blackthorn. - przerwałem jej całkiem bezczelnie. Była trochę oszołomiona.
- Skąd to wiesz? Szpiegujesz mnie?
- W moim domu wiele rozmawia się, o twojej rodzinie. Wiemy o Lilith. Nasze rodziny kiedyś były sobie bliskie.
Patrzyłem na ciemnooką piękność z uwielbieniem. On na mnie ze zdziwieniem i wstydem. Ktoś ją skrzywdził, a moja świadomość i uczucie w moim brzuchu kazało mi się na tym, kimś zemścić.
**Lesli** Ten Patrick jest naprawdę miły. Wie o moim problemie.
Te jego oczy, prawie tak ciemne jak moje. Kruczoczarne włosy, umięśnione, wysportowane ciało. Bardzo wysoki i przystojny. Dobrze wychowany... Ahh, głupie motyle w brzuchu... Zaraz, co?! Ja, ja, ja się zakochałam. Niemożliwe. Patrząc w jego oczy, pełne uwielbienia, złości i pewności siebie, i tych małych iskierek w, których widziałam ból i poczucie zaniedbania, do holu wszedł Stephen. O nie. Nienienienienienienienie.
- Kim jesteś? - zapytał z wyrzutem blondyn.
- Nazywam się Patrick Christian Deamon, a ty to pewnie Stephen?
- Stephen Jonathan Herondale. - odpowiedział aroganckim tonem Steph.
- Synu? Co się tam na dole dzieje? - usłyszałam głos pana Herondale'a. Ahh, ten to dopiero jest bogiem, nawet jeśli jest bliski czterdziestki. Pani Clary, też nieźle się trzymała.
- Mam gościa!
- Zajmij się nim, ja muszę spisać dokumenty! - a po chwili, usłyszałam oddalające się kroki.
- Lesli, możemy pogadać? - zapytał blondyn. - W cztery oczy. - dopowiedział patrząc na Patcha.
- Nie. Mam inne plany - powiedziałam stanowczo i wzięłam bruneta za rękę. Miałam nadzieję, że zrozumiał. Ścisnął moją dłoń, na znak, że wszystko okay.
Odeszłam z Patchem z podniesioną głową. Zerknęłam tylko na twarz Stephena. Była pełna bólu i smutku.
Hej! Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Proszę o komentowanie!
bardzo ciekawa jestem czy ktoś się dowie że w tym Patricku jest Sebastian
OdpowiedzUsuń