Warto zajrzeć :D

Bohaterowie

niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 7. ,,Zakochałam się''

                                      **Patrick**
   
A więc, to ten Instytut. Widziałem go nie raz, na zdjęciach. Wielki, stary, piękny. W przyszłości, gdy będą rządził Światem Cieni, i Przyziemnymi. Wszyscy będą mi się kłaniać. Padać do stóp. Matka będzie dumna, a ojciec pożałuje, że w ogóle tknął Lilith.
   Idę się rozejrzeć po okolicy. Już otworzyłem drzwi, a w moich objęciach, była niska blondynka. Oczy ciemne, jak noc. Pełne energii, strachu, miłości i poczucia winy. Coś ukuło mnie w sercu. Skarb. Tylko jedno słowo może określić, tę dziewczynę.
   - Puszczaj! - krzyknęła. Wypuściłem ją bez wahania. Spełnił bym każde jej życzenie. Dziwnie się czułem. Tak jakby coś, było w moim brzuchu.
- Przepraszam. Jestem Patrick Christian...  - przerwałem. Jak mam na nazwisko?! Strakweather?! Nie, nie dam się tak zhańbić.
    - Sebastianie? - zapytałem w myślach. Idioci myślą, że umarł. Zapomnieli o nim. Ale my pamiętamy. Cały Edom. On żyje w nas. We mnie. W Wybrańcu.
- Tak bracie? - uff, odpowiedział.
- Mam pytanie?
- O tą piękność? Oto uczucie, które czujesz?
-
Jak mam na nazwisko? - odpowiedziałem bardzo speszony.
- Deamon. Ave Mistrzu. 
   - Ave, Mistrzu.
- Co? Masz tak na nazwisko? Czy się wydurniasz?! Nabierasz mnie? Jesteś kolejnym dupkiem? Chcesz się mną pobawić? - masa pytań. Mogłem się domyślić, że jakiś frajer chciał ją skrzywdzić.
- Patrick Christian Deamon. Nie, nie wydurniam się. Nie, nie nabieram cię. Nie jestem dupkiem. Jak można bawić się, tak piękną i wspaniałą niewiastą? - na ostatnie pytanie, odpowiedziałem pytaniem.
- Lesli Edytha...
- Blackthorn. - przerwałem jej całkiem bezczelnie. Była trochę oszołomiona.
- Skąd to wiesz? Szpiegujesz mnie?
- W moim domu wiele rozmawia się, o twojej rodzinie. Wiemy o Lilith. Nasze rodziny kiedyś były sobie bliskie.
    Patrzyłem na ciemnooką piękność z uwielbieniem. On na mnie ze zdziwieniem i wstydem. Ktoś ją skrzywdził, a moja świadomość i uczucie w moim brzuchu kazało mi się na tym, kimś zemścić.

                                            **Lesli**   Ten Patrick jest naprawdę miły. Wie o moim problemie.
   Te jego oczy, prawie tak ciemne jak moje. Kruczoczarne włosy, umięśnione, wysportowane ciało. Bardzo wysoki i przystojny. Dobrze wychowany... Ahh, głupie motyle w brzuchu... Zaraz, co?! Ja, ja, ja się zakochałam. Niemożliwe. Patrząc w jego oczy, pełne uwielbienia, złości i pewności siebie, i tych małych iskierek w, których widziałam ból i poczucie zaniedbania, do holu wszedł Stephen. O nie. Nienienienienienienienie.
- Kim jesteś? - zapytał z wyrzutem blondyn.
- Nazywam się Patrick Christian Deamon, a ty to pewnie Stephen?
- Stephen Jonathan Herondale. - odpowiedział aroganckim tonem Steph.
- Synu? Co się tam na dole dzieje? - usłyszałam głos pana Herondale'a. Ahh, ten to dopiero jest bogiem, nawet jeśli jest bliski czterdziestki. Pani Clary, też nieźle się trzymała.
- Mam gościa!
- Zajmij się nim, ja muszę spisać dokumenty! - a po chwili, usłyszałam oddalające się kroki.
   - Lesli, możemy pogadać? - zapytał blondyn. - W cztery oczy. - dopowiedział patrząc na Patcha.
- Nie. Mam inne plany - powiedziałam stanowczo i wzięłam bruneta za rękę. Miałam nadzieję, że zrozumiał. Ścisnął moją dłoń, na znak, że wszystko okay.
   Odeszłam z Patchem z podniesioną głową. Zerknęłam tylko na twarz Stephena. Była pełna bólu i smutku.


Hej! Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Proszę o komentowanie! 

czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 6. ,,Kocham cię!''

 Dzisiejszy rozdział dedykuję wszystkim komentującym!

                                        **Stephen**
   
Szliśmy z Lesli przez Central Park. Zastanawiałem się o czym myślała. Jeśli to ona miała mi się oprzeć, co było dla mnie pewne, musiałem ją do siebie przekonać. Tylko jak?
    - A więc? - zapytała.
- Co ,,więc''? - odpowiedziałem, pytaniem na pytanie ze zdziwieniem.
- Od kiedy jesteście razem?
- Razem z kim? - rozmowa zabrała niespodziewany obrót. Mieliśmy rozmawiać, o nas. A nie o jej wymysłach na temat mnie i jakiejś dziewczyny.
- No z Kath. A z kim innym?
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale rozpocząłem zdanie ,, Ale my wcale...'' i wtedy ,,moja dziewczyna'' mi przerwała - powiedziałem robiąc w powietrzu cudzysłów. Jak mogła pomyśleć, że ja z Kathariną... Taki pomysł pojawił się w mojej głowie raz, ale wtedy miałem z jedenaście lat i po raz pierwszy ujrzałem Kath. Wydawała się i miła i w ogóle... Nie ważne.
- To dlaczego powiedziała ,, Oczywiście, że nie powinnam się martwić? Mhm? - zapytała. Miałem ochotę jej opowiedzieć, o tym uczuciu. O tym, które odczuwam gdy jest blisko... Czy to miłość? Czy potrafię się zakochać? Czy Lesli to ta jedyna? Czy ona coś do mnie czuje? A jeśli nie? Jeśli przez nią złamię swoją zasadę? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi.
- Jak by to powiedzieć... Kocha się we mnie od sześciu lat... - Lesli tylko wzruszyła ramionami.
    Wychodzą z parku usłyszałem ciche ,,Coś w nim jest''. Miałem całkowitą pewność, że słowa wydobyły się z ust blondynki, gdyż zaraz po tych słowach odwróciła wzrok... I nie chciała na mnie patrzeć.
             
                                  **Patrick**
   
- Ona się zakochuje! - słyszałem wściekłą matkę z pokoju obok. Nie zapowiadało się to najlepiej.
    - Patrick'u Christianie ! Do mnie! - zaczyna się zabawa....
- Tak matko? - zapytałem patrząc na czarnowłosą kobietę, o oczach jak dwa rubiny. Wysoka, zgrabna. Piękna. Umówiłbym się z nią, gdyż wyglądała na dwadzieścia lat. Był jeden problem to była moja matka. Demonica Lilith. Zabawiła się z jednym z Nephilim. Nie jakim Starkweather'em. I co? Ojciec umarł została mi ona. Mówiła mi, że mam siostrę. Całkowitą Nephilim, ale w pół czarownicę. O kogoś takiego cały Świat Cieni, mógłby się bić. Gdyby tylko wiedział, że jest ktoś taki. Ja nie mam magicznych zdolności. Mam zdolności Nocnego Łowcy i demona. Ale i tak moja siostra była, jest i zawsze będzie tą ,,zdolniejszą''. Matka zabrała mnie, bo nie chciała wychowywać czarownicy. Tylko następcę. Demona. Mnie. Otrzymałem w genach zewnętrznych kruczoczarne włosy i gładką, zimą skórę. Oczy w kolorze nieba mam po ojcu. Według matki, ciało pół anioła - również.
   - Zakochuje się ! - znów wykrzyczała. O co jej chodziło? Kto się zakochuje?
- Kto? O co chodzi?
- Lesli Edytha Blackthorn. - powiedziała spokojnie. Hah, mogłem się domyślić. Siostrunia. No prawie. Pff.. Po co ona matce? Niech żyje. Nie chcę mieć siostry. Nie chcę poznać żadnej z nich. To ja tu jestem demonem! Nie one! No Elise w sumie byłą takim trochę demonem. Ale żeby Lesli?! Co tego, że matka pomogła Blackthorn'om?!
   I wtedy mnie olśniło... Skoro matka pomogła... Musiała użyć krwi Anioła... Ona... To niemożliwe... Nephilim... Ona nie jest Nephilim... Lesli... To Anioł... Czułem jak emocje przebiegają przez moją twarz.
- Twoim zadaniem, niewdzięczny synu, będzie rozkochanie ją w sobie. Ona musi być moja! Złamiesz jej serce. Rozumiesz? - super... Jeszcze tego brakowało. Nie, no ładna, zgrabna, fajny przód, tył...
- Dobrze. - zgodziłem się. Nawet gdybym odmówił, musiałbym to zrobić.
- Pamiętaj. Jesteś w pół Nephilim, wykorzystaj to. - powiedziała, a następnie zniknęła. Wróciła do Edomu.
   Zostałem sam z myślami. Jak ja to zrobię? Jak mam ją rozkochać? Czy jestem do tego zdolny...?

                                            **Lesli**   Czy ja to powiedziałam na głos?! Niemożliwe... Nie on... Przecież on mnie rzuci po tygodniu... Złamie mi serce... Jak poprzedni... Ale ten jego uśmiech, mimika, gestykulacja, arogancja, pewność siebie, oczy w kolorze złota... Gdy tylko o nim myślę, mam motyle w brzuchu... Nie znam go. Poznałam go dziś. Czy to możliwe, że zakochałam się w nim po kilku godzinach?
   - Lesli, muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham.
- Wyda ci się to dziwne... Nienaturalne... - Ugh, ale się jąka. Przecież, mówiłam sobie, że to nie może być on... Nie on... Ahh, te złote oczy... Kochasz go. Nie wypieraj się. - Nie kocham go! - Odpowiedziałam swojej podświadomości.
- Kocham cię. - powiedział. Nie mogłam uwierzyć, że wypowiedział te słowa w moim kierunku. Poznałam go w południe, a po ośmiu godzinach on mi wyznaje, że mnie kocha?!
- Stephen... Zaraz... Co? - zapytałam dziwnie zadowolona.
- Kocham cię - powtórzył głośno i wyraźnie.                                                                                  Po historii, o tym, że ktoś miał mu się oprzeć, byłam pewna, że chodzi o mnie. Wszyscy zakochiwali się w nim od razu. Ale tak naprawdę każdy kochał jego wygląd. A nie to, co miał w sercu. Stephen nie potrafił kochać. Znał to pojęcie pod względem kochania się w łóżku. Znał prawdziwą miłość, bo patrzył na swoich rodziców. Ale nie rozumiał, dlaczego się tak bardzo kochali. Dlaczego jego nikt tak nie kochał. Przyzwyczaił się, że każdy go uwielbia. Bo każdy mówił mu to w prost, od razu. Od pierwszego spotkania. Ale nie ja.
   - Stephen... To niemożliwe... My znamy się od paru godzin... - byłam pewna, że mnie podpuszcza.
- Ale ja jestem tego pewny! Pewny od kiedy zobaczyłem cię na środku twojego pokoju! - odpowiedział błagalnym tonem.
   Potem słyszałam za sobą tylko krzyki, anio... Stephena: ,,Naprawdę! Lelsi! Kocham cię!''           -Przykro mi, ale ci nie wierzę. - powiedziałam cicho, biegnąc w stronę Instytutu, nadal słysząc błagalny ton blondyna.


Hay! Przepraszam, że rozdział dopiero dziś. Byłam chora i trudno mi się myślało xd Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Ale jest jeszcze tak wiele pytań... Czy Lesli uświadomi samej, sobie, że kocha Stephena? Co zrobi teraz Steph? Czy Patrick pojawi się w życiu Lesli? Czy pozna w końcu swoje siostry, których nienawidzi? Czy może jednak cząstka dobra tkwi w Patricku? Czy ktoś ją odkryje? Jeśli tak, to kto? Czy Lesli wygra walkę o swoją duszę? Wszystkiego dowiedzie się w ,,Darach Anioła: Mieście Nowonarodzonych'' 
Chciałabym jeszcze raz prosić o komentowanie! To motywacja! A tu polecę wam jeszcze bloga mojej BFF :)  http://prawdziwa123115.blogspot.com
    

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 5. ,,A może jednak się uda?''

                                      **Elizabeth**   - To jak? Czerwona czy granatowa? A może biała? - od rana siedziałam w pokoju mojej najlepszej przyjaciółki, słuchając opowieści, o tym jaki to Stephen jest cudowny i musi się z nim umówić, bo inaczej zwariuje. Ale mnie nie interesował Stephen. Mnie interesowała dziewczyna, o której wcześniej wspomniała Kath.
   - A może w końcu powiesz mi coś, o tej dziewczynie?
- Której? Tej blondynie, która próbuje mi ukraść Stephena? - burknęła Katharina.
- Tak, o niej. Jak ma na imię? Nazwisko? Wygląd? Wiek? - chciałam zdobyć jak najwięcej informacji, o nowej współlokatorce. Nie sądzę, aby była wredną, pustą lalą, która jak każda inna szaleje za Stephenem. Ja jedyna wiedziałam, o sekrecie Stephena, o jednej osobie, która mu się oprze, a mój przyjaciel się w niej zakocha. Ja opieram się Stephenowi z trudem. Ale jest teraz dla mnie, jak brat. Wiedzieliśmy o sobie wszystko.
- No, to... - zaczęła Kath, gdy nagle w drzwiach ujrzałyśmy w drzwiach moją przybraną siostrę.
   Vasilissa Clarissa Lewis - piętnastoletnia córka Isabelle i Simon'a Lewis. 176 centymetrów wzrostu, brązowe falowane włosy, ciemne oczy, na których zawsze znajdowały się szkła, które zmieniały kolor tęczówek na szare. Szczupła. Ideał. Według mnie. Kocham ją od zawsze. Od pierwszego momentu naszego spotkania.
   Miałam wtedy 7 lat, a Lissa 5. W rodzinie Lewis'ów znalazłam się, całkiem przypadkowo. Ja byłam przypadkiem. Mój ojciec Hodge Starkweather, znalazł sobie ładną i młodą, kobietkę, niedługo przed śmiercią. Moja matka zaszła w ciążę, zmarła przy porodzie. Wychowałam się w sierocińcu. Pewnego dnia, uciekłam i uderzyłam o czyjeś nogi. O nogi, mojej nowej mamy - Isabelle Lewis. Matka kochała dzieci. Małe, duże, średnie, każde. Pokochała mnie od pierwszego wejrzenia. tego samego wieczora, poznałam moje nowe rodzeństwo i kuzynostwo: Parisię, Maxwell'a i Vasilissę. Z nią mam najsilniejszą więź. Zostałyśmy parabatai.     - Hej, co tam? Znów gadacie o tym, że nie umiem skakać z 30 metrów? No, weźcie jeszcze będę lepsze, niż wy! - wykrzyczała Lissa.
- Nie rozmawiamy, o twojej technice skoków, tylko o tej nowej mieszkance Instytutu. - powiedziałam, Liss stanęła obok mnie. Chodź to ja byłam starsza, to ona była wyższa. Ona 176 centymetrów wzrostu, a ja ledwo 155 centymetrów.
- Właśnie! Któraś z was ją widziała? Wiem jak się nazywa. Lesli Edytha Blackthorn. Tata mi powiedział. - pochwaliła się Lissa i uśmiechnęła się promiennie.
- Ja ją widziałam - powiedziała Katharina - Blond włosy, brązowe oczy, szczupła, niska. - Z takiego opisu mi nici. Katyh chyba naprawdę jej nie polubiła. Zawsze opisywała kogoś bardzo szczegółowo. Chyba, że tego kogoś nie polubiła.
- Zadzwonię do Pat! Jak tylko Lesli wróci ze spaceru z Stephenem wszystkie pójdziemy do klubu! - gdy wspomniała o blondynce, która poszła się przejść ze złotookim, na twarzy KAth namalował się grymas niezadowolenia i obrzydzenia.
- Okay. Idę wybrać sukienkę na wieczór. - już kierowałam się do drzwi razem z Lissą, gdy coś mi się przypomniało - Aha, K. ubierz tę czerwoną - popatrzyłam najpierw na twarz przyjaciółki, a następnie na sukienkę, leżącą na łóżku - będzie ci pasować do twarzy! - następnie wyszłam z pokoju kaszląc ze śmiechu.
   - Ejj, a może Steph i Max pójdą z nami? Będzie fajnie! - powiedziała Lissa.
- Niech będzie. Dzwoń do Pat, niech wraca do domu. Aha i do Stephena też! - rozkazałam.
W odpowiedzi usłyszałam tylko, cichy pomruk ,,okay'' i, coś w stylu ,, muszę się spodować Steph'owi''. Hah. Zaraz.... w co ja się ubiorę? Może tym razem w końcu wybierze mnie?
   Nie, to niedorzeczne my się przyjaźnimy. A może jednak się uda? - powiedział cichy głosik w mojej głowie.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Komentujcie koszałki! To inspiruje! 

sobota, 20 lutego 2016

OGŁOSZENIE PARAFIALNE

Dziś zamiast rozdziału staram się zrobić zakładkę z bohaterami! :) Mam nadzieję, że mi się uda. Jutro być może dodam rozdział 5. i 6., na zasadzie 3. i 4. :) 

Rozdział 3 i 4 ,,Wiem, że się boisz'' ,, Fałszywa''

Dziś dwa na raz :D Gdyż wczoraj i przedwczoraj nie zdążyłam napisać! Ale dziś macie dwa w jednym :) I będzie jeszcze rozdział piąty ! Dzisiejszego wieczora :) Te dwa rozdziały krótkie, wiem i przepraszam, ale nie bardzo miałam na nie pomysł. Ale w następnych rozdział zacznie się dziać! Mam nadzieję...

                                     **Stephen**
         
Patrzyłem z osłupieniem na Lesli. Nie mogłem w to uwierzyć. Ona córką Lilith?! Połowiczną córką Lilith. Nie bałem się tego, że jest jej potomkinią. Bałem się, że ją stracę. Dlaczego w ogóle mnie to obchodziło? Sam nie rozumiałem. Czułem, że muszę się martwić, że jest moim skarbem.
               - I co? Nic mi nie powiesz? - odezwała się w końcu. Nie wiedziałem, co jej powiedzieć - Czyli nie... Żałuję, że ci to opowiedziałam. Lepiej już idź - powiedziała i podeszłą do drzwi, następnie je otworzyła.
-Nie oto mi chodzi - odrzekłem kiwając głową - Wiem, że się boisz. Ja też się boję, że nie pomogę rodzicom.
-Nie boisz się mnie?
-Nigdy.
-Myślałam... - ujrzałem jedną, pojedynczą łzę, ściekającą z jej policzka. Chciałem z całego serca podejść do Lesli i ją przytulić. Serce zaczęło mi się krajać. - Myślałam, że zrobisz jak wszyscy. Powiesz, tylko ,,Ja muszę już lecieć'' a potem już nigdy się nie zobaczymy.
-Nigdy bym tego nie zrobił. Ja taki nie jestem. Uwierz mi. Proszę.
-Wierzę. - uśmiechnęła się i podążyła do biurka na, którym leżał jej telefon.
-Dałabyś się namówić na spacer po Nowym Jorku? Na pewno nigdy tu nie byłaś
-Właściwie - powiedziała, patrząc na wyświetlacz komórki - byłam tu przelotnie. Do słownie. Na siódme urodziny, zażyczyłam sobie lotu samolotem, po całym kraju.
-Wariatka. To co z tym spacerem?
-Za pół godziny w holu - powiedziała i wypchnęła mnie za drzwi.
         Szedłem korytarzem, rozmyślając nad blond włosom mieszkanką Instytutu. Nagle na kogoś wpadłem. O nie. Nienienienienienie. Tylko nie ona.
          Katharina Evelyn Mustbe. siedemnastoletnia piękność Instytutu. Tylko na nią kiedykolwiek powiedziałem, że jest piękna. Ale teraz, gdy poznałem Lesli, Kath jest zaledwie ładna. Ale szanuję, facetów, którzy się za nią uganiają. Kasztanowe włos, sięgające do kolan, wielkie zielone oczy, wielkie usta, figura bogini. I te prawie idealne piersi. Prawie, bo jedna jest troszkę większa od drugiej. Katharina od zawsze się we mnie kochała. Od kiedy wprowadziła się do Instytutu. Dokładnie 9 lat temu. Co rok w moje urodziny mi to mówiła. Ostatnio także mi to powiedziała. Lubię ją, ale jeśli przyjdzie tu blondynka z poddasza i zobaczy jak Kath ze mną flirtuje, od razu pomyśli, że coś między nami jest.
          - Hej przystojniaku. Tak sobie myślałam, czy nie chcesz przypadkiem pójść ze mną do kina? - zapytała dźwięcznym głosem. - Pójdziemy na co tylko chcesz. A potem moglibyśmy...
- Nie. - przerwałem jej stanowczo - Jestem już umówiony, a poza tym już z miliard razy ci mówiłem, że nie mam ochoty, gdziekolwiek z tobą iść, sam na sam.
- A z kto jest tą szczęściarą? Kto znów pójdzie z tobą do teatru lub kina, pójdzie z tobą do łóżka, a następnie już nigdy cię nie zobaczy? - zapytała. Czułem wściekłość. Lecz nie na Katharinę, ale na samego siebie, że rzeczywiście tak robiłem. Z Lesli będzie inaczej. Tylko najpierw muszę, ją do siebie przekonać.....
          Po chwili usłyszałem kroki, dobiegające z góry. Po chwili ją zobaczyłem. Lesli.
                                                  Rozdział 4. ,, Fałszywa''
                                             
                                                          **Lesli**          Schodziłam po schodach, patrząc na Stephena, obok którego stała jakaś dziewczyna. Wyglądali na ładną parę. Czyżby Stepen potrafił się ustatkować, przy jednej dziewczynie? A może zmienia je co tydzień? Zaprosił mnie, abym mu uległa? Nigdy mu nie ulegnę. Nigdy. Ja szukam, prawdziwej miłości, a nie chłopaka na tydzień lub dzień. Dobrze, o tym wiedział. Może on chce się z tobą przyjaźnić?
           A może mu naprawdę na tobie zależy? Może się dla ciebie zmieni? - mówił głosik w mojej głowie.
         Ale to by było niedorzeczne. On może mieć dosłownie każdą. Może je zmieniać z dnia na dzień, mieć kilka na raz. A ze mną musiałby zostać na wieki. Będę się z nim tylko przyjaźnić. Tylko i wyłącznie.
         Czy jesteś tego pewna? - Ugh. Znów ten głosik. TAK JESTEM.
          - Cześć jestem Lesli Edytha Blackthorn, a ty? - zapytałam, patrząc na nieznajomą.
- Cześć jestem a gówno powinno cię to obchodzić. - co ona taka cięta? Zapytałam tylko o jej imię. -Jeśli chodzi jej oto, że idę ze Stepehenem na spacer, to się nie martw. Nie chcę ci go odbić
- My nie... - zaczął Stephen.
-Oczywiście, nie powinnam się martwić. Stephen jest bardzo pomocny. Jestem Katharina Evelyn Mustbe. Miło mi cię poznać. - powiedziała i wyciągnęła do mnie rękę. - Mi również jest miło - oddałam uścisk i uśmiechnęłam się promiennie.
- To co idziemy? - zapytał chłopak.
- Pewnie. - odpowiedziałam.
       Wyszliśmy z Instytutu, rozmawiając o przyrodzie Nowego Jorku. NAgle Stephen zapytał:
- Spodobała ci się Kath?
- W jakim znaczeniu?
- W znaczeniu jej osobowości. Chyba, że ty jesteś... - przerwał nagle.
- Lesbijką? Nie. A co do Kathariny. Jest taka... taka....
- Taka?
        - Taka.... - nie mogłam dobrać słów. Z początku wyglądała na miłą, przyjacielską, prawdziwą... Ale czułam, że jest... - fałszywa. - Wydusiłam w końcu.

Dziękuję za przeczytanie, moich wypocin! Przepraszam, że tak krótko. Ale jest jeszcze tak wiele pytań: Czy Lesli pokocha Stephena? Kto zagrozi ich miłości? Czy Stephen powie Less, że ją kocha? Czy w ogóle sam sobie to uświadomi? 

środa, 17 lutego 2016

Rozdział 2. ,,Stworzył mnie demon''

                                       **Lesli**
       
Stałam na środku pokoju, patrząc na poukładane przedmioty, które ze sobą przywiozłam. Nagle drzwi się otworzyły.
            Stał w nich zszokowany chłopak. Nie rozumiałam, o co mu chodziło, i z jakiego powodu tutaj przyszedł. Poprosiłam państwa Herondal'ów o pokój, z dala od wszystkich mieszkańców Instytuty. A tu nagle wchodzi jakiś chłopak! Bardzo przystojny chłopak, ale nie będę sobie nim zaprzątać głowy. Bo po co? To jeden z tych, którzy podrywają dziewczyną, idą z nią do łóżka, potem już nigdy się nie widzą. Ja chcę się zakochać, a nie przelotnie kochać.
   - Czy mógłbyś mi wytłumaczyć, co robisz w moim pokoju? - zapytałam blondyna.
- Ja.... No ten.... - jąkał się strasznie. O co mu chodziło? Nie możliwe, żeby kiedykolwiek wcześniej był w tym pokoju. - Tak właściwie, to dotychczas to był mój pokój do przemyśleń. - no w końcu coś powiedział. Jego głos był opanowany, z nutą arogancji i bezczelności. Prawdę mówiąc bardzo mi się podobał. Ale nie. Nadal nie nadawał się na osobę z którą można spędzić resztę życia.
- Co? O czym ty mówisz? Jakim cudem znalazłeś ten pokój? A nawet jeśli, byłeś to wcześniej to dlaczego siedziałeś w pokoju zrobionym dla dziewczyny?
- Aaa... No tak. Ten pokój był całkiem inny. Brzydki, stary, na ścianach były grzyby, drzazgi i gwoździe wystawały z podłogi. Nie pachniało tutaj truskawkami, tylko zdechłym szczurem. - truskawkami? O co mu chodziło? Czułam, że robiłam się czerwona ze złości i irytacji. - No, nie ważne. Jestem Stephen Jonathan Herondale, a ty? - przynajmniej się przedstawił. Sięgnął po moją dłoń i złożył na niej pocałunek, przynajmniej był dobrze wychowany.
- Lesli Edytha Blackthorn. Miło mi. - musiałam mu powiedzieć, choć pewnie już wiedział. I tak by się dowiedział. W końcu razem mieszkamy.
     Myślałam, że wyjdzie z mojego pokoju i da mi spokój. jednak tak się nie stało. Chłopak usiadł obok mnie na łóżku. Dziwnie mi się przygłądał. O co mu chodziło? Kurcze. Cały czas pytam ,, o co mu chodziło'', ale o co innego mogę pytać? Skoro tylko to mnie ciekawi?
- Opowiedz mi swoją historię. - powiedział po dłuższej chwili.
- Co?
- No wiesz, każdy ma coś o sobie. Każdy ma tajemnicę. I każdy może powiedzieć co robi w wolnym czasie.
- A ty? Jaka jest twoja historia?
- Znasz moich rodziców, wiesz o ich historii. Ich opowieść jest moją, bo to dzięki ich miłości tu jestem. Nie mogą mieć więcej dzieci.
- Dlaczego? - zapytałam, a on opowiedział mi historię, o tym jak Razjel objawił się, państwu Herondale, a następnej nocy pojawił się Ithuriel i powiedział, że dopóki Stephen nie nauczy się najważniejszej rzeczy na świecie, oni nigdy nie będą mieli drugiego dziecka. Niestety Anioł nie powiedział o, jaką rzecz chodzi.
- To teraz znasz moją historię, ale ja twojej - nie. - powiedzie, czy nie? On mi zaufał, ja zaufam jemu.
- Okay. Zacznijmy od tego, że moi rodzice są parabatai. 
- Ale to niemożliwe....
- Możliwe. No, więc złamali Prawo. Clave było wściekłe. Objawił im się Ithuriel i powiedział, że za złamanie Prawa, dosięgnie ich kara. Nie będą mogli mieć córki, o której tak bardzo marzyli. I tak się stało. Rodzili się po kolei: Louis, Thomas, bliźniaki Liam i Noah, Marcus, William, James, Patrick, Edmund. Rodzice nie mogli się z tym pogodzić. I wtedy zjawiła się ona - Lilith. Stworzył mnie demon. Powiedziała rodzicom, że im pomoże, ale pod warunkiem, że oddam jej swoją duszę jeśli nie odnajdę miłości. Miłości silniejszej, niż twoich rodziców. Boję się, bardzo się boję. Mam czas do swoich siedemnastych urodzin. Dokładnie sześć miesięcy. Ale nie tracę nadziei. Uda mi się. Musi. - zakończyłam opowieść i spojrzałam na zdruzgotanego Stephena.
       Nie dziwiłam mu się. Też bałabym się połowicznej córki demona. Tylko, że nie pojawiłam się w łonie matki zaraz pk zjawieniu się Lilith. Rodzice mnie zrobili. Jestem ich. Na razie. Potem, stanę się jak moja druga matka. Taka jak Lilith.
 

Witam przy drugim rozdziale! <3 Mam nadzieję, że się spodobał :) Ten rozdział jest dedykowany wszystkim czytelnikom <3 Dzięki wam wciąż piszę! Rozdziały postaram się dodawać codziennie ok. 19,20, 21 lub w najgorszym przypadku około 22! 
 




wtorek, 16 lutego 2016

Rozdział 1. ,,To ona.''

        Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy napisali miłe słowa na temat bloga <3
                   
                                        **Stephen**
                Po wydarzeniach z wczoraj z listem od ciotki rodzice byli zachwyceni cały czas tylko rozmawiali o Lesli. Zdążyłem zapamiętać imię. Nawet ładne. Nie ważne. Czekam na rodziców w kuchni siedząc na jednym z nowych krzeseł zakupionych przez jedną z Nocnych Łowczyń, chyba lubi projektować pomieszczenia.
                Siedzę tu już z 30 minut. Nienawidzę gdy muszę siedzieć bezczynnie. Pójdę potrenować. Idąc zauważyłem wychodzącego z toalety syna mojej ciotki Isabelle i wuja Simona, czyli przyjechali z wizytą. Maxwell Alexander Lewis. Całkiem przystojny, ale nie tak jak ja. Ja jestem uosobieniem piękna. I miłości. Tak mówi matka, a bardziej Razjel.
                  Rodzice przeżyli wiele przygód pełnych rozpaczy, smutku i rozstań.Kochałem słuchać historii o ich przygodach. Jedna z nich naprawdę mnie urzekła. Gdy matka zaszła ze mną w ciążę, rodzicom we śnie objawił się stwórca Nefilim - Razjel. ,,Witaj córko Morgensterna i synu Herondale'a. Mam dla was piękną nowinę. Clarissa spowije waszego jedynego syna, dacie mu na imię Stephen Jonathan. Będzie on ucieleśnieniem miłości. Wszyscy i wszystko będzie go kochać, lecz jedna osoba mu się oprze. Nie mogę zdradzić wam któż to będzie, Stephen sam do tego dojdzie. A wy musicie pielęgnować uczucie. Takie jak wasze jest jedno na milion, a mocniejsze jedno na miliard. Gdy wy się kłócicie równowaga nieba jest zagrożona, demony atakują z łatwością, niebo umrze, umrze i ziemia, gdy wy zaś będziecie szczęśliwy świat będzie bezpieczny.'' powiedział i zniknął. Wracając do Maxwella. Wysoki, ale o głowę niższy ode mnie. Brązowooki z czarnymi włosami, świetny Łowca, ale nie tak dobry jak ja. Dlatego postanowiłem zmienić kierunek.
             Uff nie zauważył mnie. Okay, nie trening, nie czekanie. To idę na górę. Do mojego tajnego pokoju. To prawie trening, wzmacnia kondycję, bo do pokonania jest 969 schodów. Okay, to do roboty. Jeden,dwa,trzy....
              Po równo 12 minutach dostałem się do drzwi pokoju. Wchodząc doznałem szoku. To nie jet ten sam pokój! Zamiast szarych ścian z grzybami są pomalowane na biało z cytatami napisanymi czerwoną farbą. Zamiast skrzypiącej podłogi pełnej drzazg i gwoździ teraz  nowe panele zrobione z drzewa brzozy. Pojedynczą lampkę wiszącą na kablu zastępują dwie białe lampki mała i duża. Spod białego łóżka można wyjąć dwie szare szufladki, a biurko z laptopem jest duże i czyste. Przed biurkiem znajduje się okno, a na parapecie są poduszki na których można usiąść. Wielka kremowa szafa z naklejonymi cytatami. I jedna wisząca szafka z dębowego drewna. Ale to nie nie wystrój sprawił, że zaniemówiłem. Tylko blond włosa dziewczyna. Najpiękniejsza na świecie. Nigdy nie mówiłem o dziewczynie, że jest piękna. Mogła być jedynie ładna lub seksowna, ale nie piękna. I wtedy zrozumiałem.
             ,,Lecz jedna osoba mu się oprze.'' To ona.



Przepraszam, że tak krótko! Ale usunął mi się pierwotny zapis tego rozdziału.... :( mam nadzieję, że się spodoba :) jeszcze raz przepraszam, że krótko i zapraszam do komentowania, bo to motywuje! :*
 

poniedziałek, 15 lutego 2016

PROLOG:,,Nie ma już odwrotu''

                                          **Clarissa**
       
Siedziałam w bibliotece czekając na syna. Stephen miał być tu pół godziny temu! Pewnie nadal śpi. Jest jedenasta, to dla niego za wcześnie. Wstałam zbierając swoje rzeczy, już miałam wyjść z pomieszczenia, gdy w drzwiach stanął mój mąż Jace.
     Pocałował mnie, gdy nagle przerwał nam głos syna. -Wiem, że się kochacie i musicie zawsze być blisko, ale moglibyście chociaż zamknąć drzwi. - powiedział swoim aroganckim i spokojnym głosem. Był tak podobny do Jace'a. Miał już siedemnaście lat - był w wieku Jace'a kiedy go poznałam. Blond włosy, oczy w kolorze złota, z twarzy po mnie miał tylko piegi. Gdy się do niego przytulałam ledwo sięgałam do piersi, chłopak miał prawie 2 metry. Równo 196 cm. - Nikt cię nie uczył, że należy nie zwracać uwagi na całujących się ludzi? - zapytał Jace, swojego syna.
-Nie. Bo to właśnie moi rodzice stoją przede mną i się całują. Nie ważne. Mam list. Od ciotki Emmy.
-Emmy? Emmy Carstairs?
-Dokładnie, mamo. - powiedział Stephen i czekał, aż otworzę list.

,,Drodzy Herondal'owie,
  Przepraszam, że tak rzadko się widujemy i, że tak żadko piszę. Musicie wiedzieć, że wiele podróżujemy. Ale tym razem wyjeżdżamy na stałe do Włoszech zaopiekować się rzymskim Instytutem. Niestety Clave nie wyraziło zgody, abyśmy mogli zabrać ze sobą Lesli. Dostaliśmy rozkaz, przysłania Lesli do nowojorskiego Instytutu. Obiecuję, że nie długo się zobaczymy. Pojawi się u Was jutro z samego rana. Razem z Jules'em przepraszamy jeśli sprawi Wam to jakiś kłopot.

                                                                                                      Wasza, Emma Blackthorn.


                                                             
**Lesli**  - Less! Co ty tam robisz?! - krzyknął po raz setny mój brat Edmund.
-Pakuję się! A co mogę innego robić?! - skłamałam. Tak na prawdę rzucałam ubraniami po pokoju wściekła na Clave, że nie pozwoliło mi jechać z rodzicami do Włoszech.
-Szybko! Za godzinę musisz jechać!
      Godzina. Godzina. Godzina. Tylko tyle mi zostało! Okay Lesli ogarnij się i zacznij pakować.               Po pół godziny byłam gotowa. Ubrana i spakowana.   Ubrałam się w czarną bokserkę z napisem ,,Lucky'' (nie byłam szczęściarą, nie w tej sytuacji!), czarny fullcap, turkusowe rurki, baseball'ówkę, białe airmaxy z elementami miętowego i białą torbę z Nike. Wyszłam gotowa z pokoju. Prawie gotowa wróciłam jeszcze do pokoju i zrobiłam sobie warkocz. Przerzuciłam go przez lewe ramię. Na tym samym ramieniu spoczywało również ramię od torebki w prawej ręce trzymałam rączkę od walizki. Wyszłam na dwór i wiedziałam, że nie ma już odwrotu.

Heej! Witam na moim pierwszym i mało ogarniętym blogu xd Mam nadzieję, że się podobał prolog :) Proszę o komentowanie, każdą żywą duszyczkę! <3