niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 10. Prawda bywa bolesna

                                         **Elizabeth**
     
Obudziłam się bardzo wcześnie. Zeszłam na dół, zjadłam śniadanie. Cały czas myślałam o Stephenie. Nie mogłam wyrzucić z głowy naszej rozmowy. Postanowiłam pójść do niego do pokoju.
        W windzie spotkałam Patricka. Takiego przystojniaka chyba nigdy tu nie było. Nie licząc Stephena. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Ale stojąc obok niego poczułam się dziwnie. Jakbym znała go całe życie. Jakbyśmy byli połączeni.
        Tacy sami.
     
 
                                          **Patrick**
   
Gdy byłem w windzie spotkałem ją. Siostrzyczkę. Ją wykorzystam do swojego planu. Ona kocha tego Herondale'a. Czas to wykorzystać.
      Kiedy wychodziła z windy, złapałem ją za nadgarstek i powiedziałem:
- Witaj siostro - uśmiechnąłem się złośliwie, gdy zobaczyłem wyraz jej twarzy.
- Co? O czym ty mówisz?
- Jak masz na nazwisko?
- Starkweather. A co cię to obchodzi?
- Wiesz kim jest twoja matka?
- Moja matka? Umarła przy porodzie. Ojciec znalazł ją sobie niedługo przed tym jak umarł.
- Ty w to wierzysz? Powiem ci prawdę.
- Jaką prawdę? O czym ty mówisz? - chyba zaczęła mnie uważać za psychopatę.
- Lilith to twoja matka. I moja. Starkweather to nasz ojciec. Jesteś moją bliźniaczką. Wyjawię ci o wiele więcej, jeśli zgodzisz się ze mną współpracować - zerknąłem na Elise. Była przerażona. Gdybym miał takie serce jak ona - też bym był.
     - Krew wzywa krew, siostro - powiedziałem jej na ucho - Jeśli zgodzisz się ze mną na współpracę, zdobędziesz Herondale'a - tego było już dla niej za wiele. Uciekła ode mnie ze złami w oczach,a  ja z wyrazem triumfu na twarzy poszedłem do sali treningowej.

                                      **Elizabeth**
     
Patrick moim bratem? Lilith moją matką? Hodge Starkweather dał się uwieść? Nie możliwe. Jeśli Lilith to moja matka, a Hodge, Nocny Łowca, to mój ojciec, kim jestem ja? Demonicą? Nocną Łowczynią? Czarownicą?
        Zanim się obejrzałam stałam pod drzwiami swojego pokoju. Weszłam do niego, aby poprawić makijaż. Jeśli miałam iść do Stephena, nie mógł mnie takiej zobaczyć. Tego się nie spodziewałam. Na moim łóżku leżała ona. Lilith.
- Co ty tu robisz? - zapytałam trzęsącym się głosem.
- Nie przywitasz się z matką?
- Nie jesteś moją matką!
- Jetem - wtedy wyciągnęła szkatułkę z inicjałami E.N. Elizabeth Nicola. Otworzyła ją, a w środku znajdował się pukiel czekoladowych włosów, moje zdjęcia z dzieciństwa i mały bucik. Na Anioła. To moje.
- Skąd to masz?!
- Jestem twoją matką. Musiałam coś sobie zachować. Uwiodłam twojego ojca. Twój brat Sebastian Morgenstern go zabił. Ty jesteś stuprocentową Nefilim, ale jesteś też czarownicą, niezwykłą, krew Anioła i krew demona sprawiły, że jesteś teraz Nocną Łowczynią, czarownicą i Fearie. Jesteś inna. Cały Świat Cieni, może się o ciebie bić.
- Skoro jesteś moją matką, dlaczego mnie porzuciłaś?! - wykrzyczałam ze złami w oczach. Teraz wszystko składało się w logiczną całość. Nieznajomy, męski głos w mojej głowie, rozmowy z roślinami, magiczne siły nie wiadomo skąd.
- Twój brat jest pół na pół. Nefilm i demon. A ty masz trzy krwi. Nie mogłabym cię okiełznać. Edom  nie chciałby takiej królowej. Dlatego cię nie wychowywałam, ale kochałam, kocham i zawsze będę cię kochać córeczko. - nie wierzę. Ona mówiła prawdę. W snach widziałam ją i Patcha. Zawsze. Tylko ich. Teraz to wiem.
- Jeśli chcesz wiedzieć więcej, musisz współpracować ze swoim  bratem - wysyczała - kocham cię, córeczko - i wtedy zniknęła. Opadłam ciężko na łóżko, musząc pozbierać swoje myśli. Wszystko się zgadzało. Wszystko. Podeszłam do toaletki i pomalowałam się na nowo. Świeżo nałożony puder, zakrył moje zaczerwienione policzki. Czerwona szminka, dobrze kontrastowała z czarnymi kreskami na powiekach.
     Wyszłam ze swojej sypialni i skierowałam się do pokoju Stephena. Gdy byłam pod drzwiami, zapukałam cicho trzy razy, lecz nie dostałam odpowiedzi. Weszłam, więc do środka. To, co, tam zobaczyłam, przekraczało wszelkie granice, mojej wytrzymałości. Stephen spał, a na nim spała.... Lesli. Zatkało mnie. Zamknęłam drzwi od pokoju i poczułam palącą nienawiść, zazdrość i chęć zemsty.
    Wtedy poczułam, że naprawdę jestem córką Demonicy.

                                                      **Lesli**
   
Obudziłam się bardzo późno, spojrzałam na zegarek. Była 10:30. Chciałam wstać, ale poczułam obok siebie drugie ciało. Odwróciłam się i zobaczyłam Stephena, którego najwyraźniej obudziłam. Uświadomiłam sobie, że całą noc spędziłam w dłoniach anioła. Mojego własnego anioła.
     - Dzień dobry - powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie - obudziłam cię?
- Nie, nie ty - odpowiedział i również się uśmiechnął - miałem koszmar.
- Jaki? - zapytałam zdziwiona. Podobno Nocnym Łowcom nie śnią się koszmary. Ja miewałam je często, ale mnie prześladowała Lilith.
- Siedziałem sobie nad stawem i czytałem książkę. I w pewnym momencie pojawiły się ONE. - bardzo mocno podkreślił ostatnie słowo. Nie zrozumiałam, o co chodziło.
- Jakie ,,ONE'' - powiedziałam z tą samą dramaturgią w głosie.
- Kaczki.
- Co? Małe, żółte, przesłodkie? Kaczuszki?
- Kolaborujesz z wrogiem?! Kaczki są krwiożerczymi i bezdusznymi istotami. Chcą nami zawładnąć! - wybuchałam śmiechem. Nie mogłam uwierzyć, że Stephen Herondale boi się kaczek - Bawi cię to? Gdy mój ojciec powiedział, to mojej matce, ona zareagowała podobnie. Ojciec nie wymierzył jej kary za tę zniewagę.
- Ale...?
- Ale ja nie jestem moim ojcem - wyszeptał mi do ucha i zaczął łaskotać.
- A! Nie, proszę! Stephen! - krzyczałam, poprzez ataki śmiechu.
- Błagaj o wybaczenie! - rozkazał królewskim tonem.
- Błagam! Błagam!
- A co z tego będę miał?
- Dowiesz się jak mnie zostawisz! - chichotałam jak dzika.
   Puścił mnie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyje i namiętnie pocałowałam.
- Tego oczekiwałem - powiedział poprzez pocałunki. 

sobota, 26 marca 2016

Rozdział 9 ,,Mądrość to nieśmiertelność''

                                                   **Lesli**
   
Weszłam do pokoju Stephena. Leżał zmartwiony i załamany na łóżku.
       - Puk, puk - powiedziałam, równocześnie stukając kostką palca o drzwi. Steph uśmiechnął się promiennie na mój widok, jednak po chwili się zmieszał.
- Cześć Less - powiedział drapiąc się po głowie. - Posłuchaj, daj mi wytłumaczyć...
- To ja zachowałam się jak dziecko. Myślała, że się ze mnie nabijasz... Znasz mój problem i po kilku godzinach.... - prosiłam się w duchu, aby zrozumiał do czego dążę. Podeszłam do niego i usiadłam obok na łóżku.
- Może spróbujemy się zaprzyjaźnić? - zapytał. A jednak nie zrozumiał. W odpowiedzi delikatnie się uśmiechnęłam.
- Co czytasz? - spytałam, aby rozluźnić atmosferę.
- ,, Le Petit Prince''
- ,,Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu''
- Używasz tylko czyichś cytatów? Nigdy nie układasz swoich? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Lubiłam czytać, ale nie tak, aby chłonąć mądrości danej książki. Było to dla mnie tylko zabijanie czasu. Cytay zapisywałam sobie w pamiętniku z myślą, że użyję ich w zadaniu np. z historii. O wymyślaniu swoich cytatów mowy nie było. Nie miałam duszy artystki. Stephen na pewno. Ojciec mistrz fortepianu, matka malarka. Stephen musiał być uosobieniem sztuki.
- A ty? Wymyślasz swoje cytaty? - zapytałam, aby odwrócić jego uwagę od mojej odpowiedzi.
- ,,Dla książek mógłbym umrzeć. Gdyż książki to mądrość, a mądrość to nieśmiertelność''
- Piękny, ale błędny. ,,Miłość to nieśmiertelność''.
- Nie pamiętasz? Nigdy nikogo nie kochałem. Nie mogłem poznać miłości.
- A mnie ? - zapytałam cicho, z nadzieją w głosie. Nasze oczy się spotkały. Czułam, że się rumienie, a w moim brzuchu zamieszkał rój motyli. Jego oczy płonęły z miłości, nadziei i pożądania. Nachylił się do mnie i delikatnie mnie pocałował. Powstała mała iskierka. Z iskierki powstał ogień, a z ognia niekontrolowany i zachłanny pożar. Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie z niechęcią. Wypuściłam z ulgą powietrze, nieświadoma, że je wstrzymałam.
- Lesli, czy to znaczy, że...
- Kocham cię, Stephen ! Na Aniołą kocham cię !
    Nic więcej nie powiedziałam gdyż nasze usta znów spotkały się w namiętnym pocałunku. Czułam, że nasze serca biją w jednym, niepowtarzalnym rytmie.

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. <3 Komentujcie, proszę ;-; P.s. Rozdział powstał na lekcji biologii :P 

środa, 16 marca 2016

Rozdział 8. ,,Kocham cię''

                                  **Stephen**
     Poszła sobie. Tak po prostu. Z nim. Ja jej powiedziałem prawdę. Najszczerszą prawdę, że ją kocham i, że to ona mnie tego nauczyła. Promyczek. Mój prywatny Promyczek wybrał jakiegoś, dopiero co poznanego fadasa, a nie mnie. Zaufałem jej. A ona mi.
    Ale może ja rzeczywiście przegiąłem. Przecież wiedziałem, że ona czeka na szczerą miłość. A nie na jakiegoś faceta, który podrywa każdą, a po kilku godzinach znajomości, że ją kocha. Postanowiłem, że pójdę spać. Starałem się nie myśleć o Lesli. Ale nie mogłem. Była jak nie gasnące i nie mogące odejść światło mojego życia. Oboje się potrzebujemy. I ja to wiem. Zrobię wszystko, by była moja i tylko moja. A poza tym, to ten cały Patch jest jakiś dziwny, podejrzany, inny. Zanim się obejrzałem stałem już pod drzwiami swojego pokoju. Otworzyłem je, a na łóżku leżał ktoś, kogo się nie spodziewałem.
- Elizabeth - powiedziałem poddenerwowany - Przestraszyłaś mnie. Myślałem, że to... - przerwałem. Teraz kiedy leża, niby niewinnie na moim łóżku wyglądała jak... jak... jak...

DEMONICA.
Usłyszałem głos w swojej głowie. Znam Beth od zawsze i nigdy nie wyglądała na demona. Zawsze była cudowna, schludna i miła.
- Jak kto? - jej głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jak Patrisia - powiedziałem bez namysłu. Popatrzyła na mnie bardzo zdziwiona. - Znaczyy.. yyy... włosy ci się tak ułożyły.
-Aha... - odpowiedziała zamyślona.
-  Co się dzieje? Pisałyśmy do was, że idziemy na imprezę i żadne z was nie odpowiedziało. Nie rozumiem. Coś jest nie tak? Coś pomiędzy tobą a Lesli?
I wtedy wybuchłem.
- Możesz się odwalić?! Wszystko jest okay, dobra? Nic się nie dzieje! - wiedziałem, że mi nie wierzy. Ja sam sobie nie wierzyłem.
- Okay, okay. Spokojnie - wstała z obrażoną miną. - Jak ochłoniesz to przyjdź do mojego pokoju.
   Podeszła do drzwi i wyszła. Zostałem sam. Z myślami o blondynce, którą naprawdę zraniłem.

                                                 **Lesli**
   
Siedziałam na łóżku, myśląc o Stephenie, Dziwne. Gdy o nim myślę czuję się jak... jak....
     - Słuchasz mnie? - z zamyślenia wyrwał mnie Patch. No tak. Siedział tu ze mną i opowiadał o swoim życiu.
- Tak, tak, oczywiście - skłamałam szybko - Ale... Mógłbyś powtórzyć?
- Hej, co się dzieje? Nie kłam - popatrzył na mnie czarnymi oczami, pełnymi troski. Jak mogłam mu skłamać?
- Chodzi o Stephena. Powiedział mi dziś, że mnie kocha. Nie wiem, co o tym myśleć. To trudne... Nawet bardzo.
- Rozumiem... - powiedział w dziwnym zamyśleniu. - Idę spać. Ty też lepiej się prześpij.
   I wyszedł. Opadłam na łóżku, ale po chwili z niego wstałam i podążyłam do pokoju Stephena. Idąc zrozumiałam, że gdy poczuła motyle w brzuchu i stwierdziłam, że się zakochałam, nie chodziło mi o Patricka. Tylko o młodego Herondale'a. Jeśli się pomyliłam to nic. Mam, co prawda, bardzo mało czasu. Ale nie mogę go wykorzystać na zamartwianiu się. Chcę być szczęśliwa. Nagle poczułam, że robi mi się ciepło na sercu, gdy zbliżyłam się do drzwi blondyna. Był jak narkotyk. Jak czysty narkotyk, którego nie mogłam się pozbyć.
   Zapukałam trzy razy. Otworzyłam powoli drzwi. Stephen leżał widocznie załamany nałóżku, obrzucony dookoła kartkami papieru.



Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale wena mnie opuściła, poza tym szkoła... Ahh. No nic. Mam nadzieję, że rodział się spodobał ! Zapraszam do komentowania !