środa, 16 marca 2016

Rozdział 8. ,,Kocham cię''

                                  **Stephen**
     Poszła sobie. Tak po prostu. Z nim. Ja jej powiedziałem prawdę. Najszczerszą prawdę, że ją kocham i, że to ona mnie tego nauczyła. Promyczek. Mój prywatny Promyczek wybrał jakiegoś, dopiero co poznanego fadasa, a nie mnie. Zaufałem jej. A ona mi.
    Ale może ja rzeczywiście przegiąłem. Przecież wiedziałem, że ona czeka na szczerą miłość. A nie na jakiegoś faceta, który podrywa każdą, a po kilku godzinach znajomości, że ją kocha. Postanowiłem, że pójdę spać. Starałem się nie myśleć o Lesli. Ale nie mogłem. Była jak nie gasnące i nie mogące odejść światło mojego życia. Oboje się potrzebujemy. I ja to wiem. Zrobię wszystko, by była moja i tylko moja. A poza tym, to ten cały Patch jest jakiś dziwny, podejrzany, inny. Zanim się obejrzałem stałem już pod drzwiami swojego pokoju. Otworzyłem je, a na łóżku leżał ktoś, kogo się nie spodziewałem.
- Elizabeth - powiedziałem poddenerwowany - Przestraszyłaś mnie. Myślałem, że to... - przerwałem. Teraz kiedy leża, niby niewinnie na moim łóżku wyglądała jak... jak... jak...

DEMONICA.
Usłyszałem głos w swojej głowie. Znam Beth od zawsze i nigdy nie wyglądała na demona. Zawsze była cudowna, schludna i miła.
- Jak kto? - jej głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jak Patrisia - powiedziałem bez namysłu. Popatrzyła na mnie bardzo zdziwiona. - Znaczyy.. yyy... włosy ci się tak ułożyły.
-Aha... - odpowiedziała zamyślona.
-  Co się dzieje? Pisałyśmy do was, że idziemy na imprezę i żadne z was nie odpowiedziało. Nie rozumiem. Coś jest nie tak? Coś pomiędzy tobą a Lesli?
I wtedy wybuchłem.
- Możesz się odwalić?! Wszystko jest okay, dobra? Nic się nie dzieje! - wiedziałem, że mi nie wierzy. Ja sam sobie nie wierzyłem.
- Okay, okay. Spokojnie - wstała z obrażoną miną. - Jak ochłoniesz to przyjdź do mojego pokoju.
   Podeszła do drzwi i wyszła. Zostałem sam. Z myślami o blondynce, którą naprawdę zraniłem.

                                                 **Lesli**
   
Siedziałam na łóżku, myśląc o Stephenie, Dziwne. Gdy o nim myślę czuję się jak... jak....
     - Słuchasz mnie? - z zamyślenia wyrwał mnie Patch. No tak. Siedział tu ze mną i opowiadał o swoim życiu.
- Tak, tak, oczywiście - skłamałam szybko - Ale... Mógłbyś powtórzyć?
- Hej, co się dzieje? Nie kłam - popatrzył na mnie czarnymi oczami, pełnymi troski. Jak mogłam mu skłamać?
- Chodzi o Stephena. Powiedział mi dziś, że mnie kocha. Nie wiem, co o tym myśleć. To trudne... Nawet bardzo.
- Rozumiem... - powiedział w dziwnym zamyśleniu. - Idę spać. Ty też lepiej się prześpij.
   I wyszedł. Opadłam na łóżku, ale po chwili z niego wstałam i podążyłam do pokoju Stephena. Idąc zrozumiałam, że gdy poczuła motyle w brzuchu i stwierdziłam, że się zakochałam, nie chodziło mi o Patricka. Tylko o młodego Herondale'a. Jeśli się pomyliłam to nic. Mam, co prawda, bardzo mało czasu. Ale nie mogę go wykorzystać na zamartwianiu się. Chcę być szczęśliwa. Nagle poczułam, że robi mi się ciepło na sercu, gdy zbliżyłam się do drzwi blondyna. Był jak narkotyk. Jak czysty narkotyk, którego nie mogłam się pozbyć.
   Zapukałam trzy razy. Otworzyłam powoli drzwi. Stephen leżał widocznie załamany nałóżku, obrzucony dookoła kartkami papieru.



Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale wena mnie opuściła, poza tym szkoła... Ahh. No nic. Mam nadzieję, że rodział się spodobał ! Zapraszam do komentowania ! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz