środa, 27 kwietnia 2016

Zła/ dobra wiadomość

Jak zapewne wszyscy wiemy, do pisania bloga zachęcają czytelnicy poprzez komentarze, których na moim blogu brakuję. Wiadomość : BLOG ZOSTAJE ZAKOŃCZONY. Nie wiem, czy będę go jeszcze kontynuowała. Wiem, napewno, że zakładam nowego Bloga :) O Jasie, Clary, Izzy, Alecu, Magnusie, Simonie... i kilku nowych bohaterach :D Blog będzie rajem dla fanów Clace :) Nowe opowiadanie będzie... dziwne?  Chyba tak.
Łapcie opis ! :

Po stracie męża Jocelyn Morgenstern postanawia zemścić się na Pani Piekieł. Aby tego dokonać musi uciec z życia dwójki swoich dzieci - dwuletnim Jonathanem i sześciomiesięczną Clary. Czy Jocelyn zemści się na Lilith? Jaką rolę odegrają jej dzieci?

niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 10. Prawda bywa bolesna

                                         **Elizabeth**
     
Obudziłam się bardzo wcześnie. Zeszłam na dół, zjadłam śniadanie. Cały czas myślałam o Stephenie. Nie mogłam wyrzucić z głowy naszej rozmowy. Postanowiłam pójść do niego do pokoju.
        W windzie spotkałam Patricka. Takiego przystojniaka chyba nigdy tu nie było. Nie licząc Stephena. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Ale stojąc obok niego poczułam się dziwnie. Jakbym znała go całe życie. Jakbyśmy byli połączeni.
        Tacy sami.
     
 
                                          **Patrick**
   
Gdy byłem w windzie spotkałem ją. Siostrzyczkę. Ją wykorzystam do swojego planu. Ona kocha tego Herondale'a. Czas to wykorzystać.
      Kiedy wychodziła z windy, złapałem ją za nadgarstek i powiedziałem:
- Witaj siostro - uśmiechnąłem się złośliwie, gdy zobaczyłem wyraz jej twarzy.
- Co? O czym ty mówisz?
- Jak masz na nazwisko?
- Starkweather. A co cię to obchodzi?
- Wiesz kim jest twoja matka?
- Moja matka? Umarła przy porodzie. Ojciec znalazł ją sobie niedługo przed tym jak umarł.
- Ty w to wierzysz? Powiem ci prawdę.
- Jaką prawdę? O czym ty mówisz? - chyba zaczęła mnie uważać za psychopatę.
- Lilith to twoja matka. I moja. Starkweather to nasz ojciec. Jesteś moją bliźniaczką. Wyjawię ci o wiele więcej, jeśli zgodzisz się ze mną współpracować - zerknąłem na Elise. Była przerażona. Gdybym miał takie serce jak ona - też bym był.
     - Krew wzywa krew, siostro - powiedziałem jej na ucho - Jeśli zgodzisz się ze mną na współpracę, zdobędziesz Herondale'a - tego było już dla niej za wiele. Uciekła ode mnie ze złami w oczach,a  ja z wyrazem triumfu na twarzy poszedłem do sali treningowej.

                                      **Elizabeth**
     
Patrick moim bratem? Lilith moją matką? Hodge Starkweather dał się uwieść? Nie możliwe. Jeśli Lilith to moja matka, a Hodge, Nocny Łowca, to mój ojciec, kim jestem ja? Demonicą? Nocną Łowczynią? Czarownicą?
        Zanim się obejrzałam stałam pod drzwiami swojego pokoju. Weszłam do niego, aby poprawić makijaż. Jeśli miałam iść do Stephena, nie mógł mnie takiej zobaczyć. Tego się nie spodziewałam. Na moim łóżku leżała ona. Lilith.
- Co ty tu robisz? - zapytałam trzęsącym się głosem.
- Nie przywitasz się z matką?
- Nie jesteś moją matką!
- Jetem - wtedy wyciągnęła szkatułkę z inicjałami E.N. Elizabeth Nicola. Otworzyła ją, a w środku znajdował się pukiel czekoladowych włosów, moje zdjęcia z dzieciństwa i mały bucik. Na Anioła. To moje.
- Skąd to masz?!
- Jestem twoją matką. Musiałam coś sobie zachować. Uwiodłam twojego ojca. Twój brat Sebastian Morgenstern go zabił. Ty jesteś stuprocentową Nefilim, ale jesteś też czarownicą, niezwykłą, krew Anioła i krew demona sprawiły, że jesteś teraz Nocną Łowczynią, czarownicą i Fearie. Jesteś inna. Cały Świat Cieni, może się o ciebie bić.
- Skoro jesteś moją matką, dlaczego mnie porzuciłaś?! - wykrzyczałam ze złami w oczach. Teraz wszystko składało się w logiczną całość. Nieznajomy, męski głos w mojej głowie, rozmowy z roślinami, magiczne siły nie wiadomo skąd.
- Twój brat jest pół na pół. Nefilm i demon. A ty masz trzy krwi. Nie mogłabym cię okiełznać. Edom  nie chciałby takiej królowej. Dlatego cię nie wychowywałam, ale kochałam, kocham i zawsze będę cię kochać córeczko. - nie wierzę. Ona mówiła prawdę. W snach widziałam ją i Patcha. Zawsze. Tylko ich. Teraz to wiem.
- Jeśli chcesz wiedzieć więcej, musisz współpracować ze swoim  bratem - wysyczała - kocham cię, córeczko - i wtedy zniknęła. Opadłam ciężko na łóżko, musząc pozbierać swoje myśli. Wszystko się zgadzało. Wszystko. Podeszłam do toaletki i pomalowałam się na nowo. Świeżo nałożony puder, zakrył moje zaczerwienione policzki. Czerwona szminka, dobrze kontrastowała z czarnymi kreskami na powiekach.
     Wyszłam ze swojej sypialni i skierowałam się do pokoju Stephena. Gdy byłam pod drzwiami, zapukałam cicho trzy razy, lecz nie dostałam odpowiedzi. Weszłam, więc do środka. To, co, tam zobaczyłam, przekraczało wszelkie granice, mojej wytrzymałości. Stephen spał, a na nim spała.... Lesli. Zatkało mnie. Zamknęłam drzwi od pokoju i poczułam palącą nienawiść, zazdrość i chęć zemsty.
    Wtedy poczułam, że naprawdę jestem córką Demonicy.

                                                      **Lesli**
   
Obudziłam się bardzo późno, spojrzałam na zegarek. Była 10:30. Chciałam wstać, ale poczułam obok siebie drugie ciało. Odwróciłam się i zobaczyłam Stephena, którego najwyraźniej obudziłam. Uświadomiłam sobie, że całą noc spędziłam w dłoniach anioła. Mojego własnego anioła.
     - Dzień dobry - powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie - obudziłam cię?
- Nie, nie ty - odpowiedział i również się uśmiechnął - miałem koszmar.
- Jaki? - zapytałam zdziwiona. Podobno Nocnym Łowcom nie śnią się koszmary. Ja miewałam je często, ale mnie prześladowała Lilith.
- Siedziałem sobie nad stawem i czytałem książkę. I w pewnym momencie pojawiły się ONE. - bardzo mocno podkreślił ostatnie słowo. Nie zrozumiałam, o co chodziło.
- Jakie ,,ONE'' - powiedziałam z tą samą dramaturgią w głosie.
- Kaczki.
- Co? Małe, żółte, przesłodkie? Kaczuszki?
- Kolaborujesz z wrogiem?! Kaczki są krwiożerczymi i bezdusznymi istotami. Chcą nami zawładnąć! - wybuchałam śmiechem. Nie mogłam uwierzyć, że Stephen Herondale boi się kaczek - Bawi cię to? Gdy mój ojciec powiedział, to mojej matce, ona zareagowała podobnie. Ojciec nie wymierzył jej kary za tę zniewagę.
- Ale...?
- Ale ja nie jestem moim ojcem - wyszeptał mi do ucha i zaczął łaskotać.
- A! Nie, proszę! Stephen! - krzyczałam, poprzez ataki śmiechu.
- Błagaj o wybaczenie! - rozkazał królewskim tonem.
- Błagam! Błagam!
- A co z tego będę miał?
- Dowiesz się jak mnie zostawisz! - chichotałam jak dzika.
   Puścił mnie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyje i namiętnie pocałowałam.
- Tego oczekiwałem - powiedział poprzez pocałunki. 

sobota, 26 marca 2016

Rozdział 9 ,,Mądrość to nieśmiertelność''

                                                   **Lesli**
   
Weszłam do pokoju Stephena. Leżał zmartwiony i załamany na łóżku.
       - Puk, puk - powiedziałam, równocześnie stukając kostką palca o drzwi. Steph uśmiechnął się promiennie na mój widok, jednak po chwili się zmieszał.
- Cześć Less - powiedział drapiąc się po głowie. - Posłuchaj, daj mi wytłumaczyć...
- To ja zachowałam się jak dziecko. Myślała, że się ze mnie nabijasz... Znasz mój problem i po kilku godzinach.... - prosiłam się w duchu, aby zrozumiał do czego dążę. Podeszłam do niego i usiadłam obok na łóżku.
- Może spróbujemy się zaprzyjaźnić? - zapytał. A jednak nie zrozumiał. W odpowiedzi delikatnie się uśmiechnęłam.
- Co czytasz? - spytałam, aby rozluźnić atmosferę.
- ,, Le Petit Prince''
- ,,Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu''
- Używasz tylko czyichś cytatów? Nigdy nie układasz swoich? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Lubiłam czytać, ale nie tak, aby chłonąć mądrości danej książki. Było to dla mnie tylko zabijanie czasu. Cytay zapisywałam sobie w pamiętniku z myślą, że użyję ich w zadaniu np. z historii. O wymyślaniu swoich cytatów mowy nie było. Nie miałam duszy artystki. Stephen na pewno. Ojciec mistrz fortepianu, matka malarka. Stephen musiał być uosobieniem sztuki.
- A ty? Wymyślasz swoje cytaty? - zapytałam, aby odwrócić jego uwagę od mojej odpowiedzi.
- ,,Dla książek mógłbym umrzeć. Gdyż książki to mądrość, a mądrość to nieśmiertelność''
- Piękny, ale błędny. ,,Miłość to nieśmiertelność''.
- Nie pamiętasz? Nigdy nikogo nie kochałem. Nie mogłem poznać miłości.
- A mnie ? - zapytałam cicho, z nadzieją w głosie. Nasze oczy się spotkały. Czułam, że się rumienie, a w moim brzuchu zamieszkał rój motyli. Jego oczy płonęły z miłości, nadziei i pożądania. Nachylił się do mnie i delikatnie mnie pocałował. Powstała mała iskierka. Z iskierki powstał ogień, a z ognia niekontrolowany i zachłanny pożar. Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie z niechęcią. Wypuściłam z ulgą powietrze, nieświadoma, że je wstrzymałam.
- Lesli, czy to znaczy, że...
- Kocham cię, Stephen ! Na Aniołą kocham cię !
    Nic więcej nie powiedziałam gdyż nasze usta znów spotkały się w namiętnym pocałunku. Czułam, że nasze serca biją w jednym, niepowtarzalnym rytmie.

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. <3 Komentujcie, proszę ;-; P.s. Rozdział powstał na lekcji biologii :P 

środa, 16 marca 2016

Rozdział 8. ,,Kocham cię''

                                  **Stephen**
     Poszła sobie. Tak po prostu. Z nim. Ja jej powiedziałem prawdę. Najszczerszą prawdę, że ją kocham i, że to ona mnie tego nauczyła. Promyczek. Mój prywatny Promyczek wybrał jakiegoś, dopiero co poznanego fadasa, a nie mnie. Zaufałem jej. A ona mi.
    Ale może ja rzeczywiście przegiąłem. Przecież wiedziałem, że ona czeka na szczerą miłość. A nie na jakiegoś faceta, który podrywa każdą, a po kilku godzinach znajomości, że ją kocha. Postanowiłem, że pójdę spać. Starałem się nie myśleć o Lesli. Ale nie mogłem. Była jak nie gasnące i nie mogące odejść światło mojego życia. Oboje się potrzebujemy. I ja to wiem. Zrobię wszystko, by była moja i tylko moja. A poza tym, to ten cały Patch jest jakiś dziwny, podejrzany, inny. Zanim się obejrzałem stałem już pod drzwiami swojego pokoju. Otworzyłem je, a na łóżku leżał ktoś, kogo się nie spodziewałem.
- Elizabeth - powiedziałem poddenerwowany - Przestraszyłaś mnie. Myślałem, że to... - przerwałem. Teraz kiedy leża, niby niewinnie na moim łóżku wyglądała jak... jak... jak...

DEMONICA.
Usłyszałem głos w swojej głowie. Znam Beth od zawsze i nigdy nie wyglądała na demona. Zawsze była cudowna, schludna i miła.
- Jak kto? - jej głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jak Patrisia - powiedziałem bez namysłu. Popatrzyła na mnie bardzo zdziwiona. - Znaczyy.. yyy... włosy ci się tak ułożyły.
-Aha... - odpowiedziała zamyślona.
-  Co się dzieje? Pisałyśmy do was, że idziemy na imprezę i żadne z was nie odpowiedziało. Nie rozumiem. Coś jest nie tak? Coś pomiędzy tobą a Lesli?
I wtedy wybuchłem.
- Możesz się odwalić?! Wszystko jest okay, dobra? Nic się nie dzieje! - wiedziałem, że mi nie wierzy. Ja sam sobie nie wierzyłem.
- Okay, okay. Spokojnie - wstała z obrażoną miną. - Jak ochłoniesz to przyjdź do mojego pokoju.
   Podeszła do drzwi i wyszła. Zostałem sam. Z myślami o blondynce, którą naprawdę zraniłem.

                                                 **Lesli**
   
Siedziałam na łóżku, myśląc o Stephenie, Dziwne. Gdy o nim myślę czuję się jak... jak....
     - Słuchasz mnie? - z zamyślenia wyrwał mnie Patch. No tak. Siedział tu ze mną i opowiadał o swoim życiu.
- Tak, tak, oczywiście - skłamałam szybko - Ale... Mógłbyś powtórzyć?
- Hej, co się dzieje? Nie kłam - popatrzył na mnie czarnymi oczami, pełnymi troski. Jak mogłam mu skłamać?
- Chodzi o Stephena. Powiedział mi dziś, że mnie kocha. Nie wiem, co o tym myśleć. To trudne... Nawet bardzo.
- Rozumiem... - powiedział w dziwnym zamyśleniu. - Idę spać. Ty też lepiej się prześpij.
   I wyszedł. Opadłam na łóżku, ale po chwili z niego wstałam i podążyłam do pokoju Stephena. Idąc zrozumiałam, że gdy poczuła motyle w brzuchu i stwierdziłam, że się zakochałam, nie chodziło mi o Patricka. Tylko o młodego Herondale'a. Jeśli się pomyliłam to nic. Mam, co prawda, bardzo mało czasu. Ale nie mogę go wykorzystać na zamartwianiu się. Chcę być szczęśliwa. Nagle poczułam, że robi mi się ciepło na sercu, gdy zbliżyłam się do drzwi blondyna. Był jak narkotyk. Jak czysty narkotyk, którego nie mogłam się pozbyć.
   Zapukałam trzy razy. Otworzyłam powoli drzwi. Stephen leżał widocznie załamany nałóżku, obrzucony dookoła kartkami papieru.



Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale wena mnie opuściła, poza tym szkoła... Ahh. No nic. Mam nadzieję, że rodział się spodobał ! Zapraszam do komentowania ! 

niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 7. ,,Zakochałam się''

                                      **Patrick**
   
A więc, to ten Instytut. Widziałem go nie raz, na zdjęciach. Wielki, stary, piękny. W przyszłości, gdy będą rządził Światem Cieni, i Przyziemnymi. Wszyscy będą mi się kłaniać. Padać do stóp. Matka będzie dumna, a ojciec pożałuje, że w ogóle tknął Lilith.
   Idę się rozejrzeć po okolicy. Już otworzyłem drzwi, a w moich objęciach, była niska blondynka. Oczy ciemne, jak noc. Pełne energii, strachu, miłości i poczucia winy. Coś ukuło mnie w sercu. Skarb. Tylko jedno słowo może określić, tę dziewczynę.
   - Puszczaj! - krzyknęła. Wypuściłem ją bez wahania. Spełnił bym każde jej życzenie. Dziwnie się czułem. Tak jakby coś, było w moim brzuchu.
- Przepraszam. Jestem Patrick Christian...  - przerwałem. Jak mam na nazwisko?! Strakweather?! Nie, nie dam się tak zhańbić.
    - Sebastianie? - zapytałem w myślach. Idioci myślą, że umarł. Zapomnieli o nim. Ale my pamiętamy. Cały Edom. On żyje w nas. We mnie. W Wybrańcu.
- Tak bracie? - uff, odpowiedział.
- Mam pytanie?
- O tą piękność? Oto uczucie, które czujesz?
-
Jak mam na nazwisko? - odpowiedziałem bardzo speszony.
- Deamon. Ave Mistrzu. 
   - Ave, Mistrzu.
- Co? Masz tak na nazwisko? Czy się wydurniasz?! Nabierasz mnie? Jesteś kolejnym dupkiem? Chcesz się mną pobawić? - masa pytań. Mogłem się domyślić, że jakiś frajer chciał ją skrzywdzić.
- Patrick Christian Deamon. Nie, nie wydurniam się. Nie, nie nabieram cię. Nie jestem dupkiem. Jak można bawić się, tak piękną i wspaniałą niewiastą? - na ostatnie pytanie, odpowiedziałem pytaniem.
- Lesli Edytha...
- Blackthorn. - przerwałem jej całkiem bezczelnie. Była trochę oszołomiona.
- Skąd to wiesz? Szpiegujesz mnie?
- W moim domu wiele rozmawia się, o twojej rodzinie. Wiemy o Lilith. Nasze rodziny kiedyś były sobie bliskie.
    Patrzyłem na ciemnooką piękność z uwielbieniem. On na mnie ze zdziwieniem i wstydem. Ktoś ją skrzywdził, a moja świadomość i uczucie w moim brzuchu kazało mi się na tym, kimś zemścić.

                                            **Lesli**   Ten Patrick jest naprawdę miły. Wie o moim problemie.
   Te jego oczy, prawie tak ciemne jak moje. Kruczoczarne włosy, umięśnione, wysportowane ciało. Bardzo wysoki i przystojny. Dobrze wychowany... Ahh, głupie motyle w brzuchu... Zaraz, co?! Ja, ja, ja się zakochałam. Niemożliwe. Patrząc w jego oczy, pełne uwielbienia, złości i pewności siebie, i tych małych iskierek w, których widziałam ból i poczucie zaniedbania, do holu wszedł Stephen. O nie. Nienienienienienienienie.
- Kim jesteś? - zapytał z wyrzutem blondyn.
- Nazywam się Patrick Christian Deamon, a ty to pewnie Stephen?
- Stephen Jonathan Herondale. - odpowiedział aroganckim tonem Steph.
- Synu? Co się tam na dole dzieje? - usłyszałam głos pana Herondale'a. Ahh, ten to dopiero jest bogiem, nawet jeśli jest bliski czterdziestki. Pani Clary, też nieźle się trzymała.
- Mam gościa!
- Zajmij się nim, ja muszę spisać dokumenty! - a po chwili, usłyszałam oddalające się kroki.
   - Lesli, możemy pogadać? - zapytał blondyn. - W cztery oczy. - dopowiedział patrząc na Patcha.
- Nie. Mam inne plany - powiedziałam stanowczo i wzięłam bruneta za rękę. Miałam nadzieję, że zrozumiał. Ścisnął moją dłoń, na znak, że wszystko okay.
   Odeszłam z Patchem z podniesioną głową. Zerknęłam tylko na twarz Stephena. Była pełna bólu i smutku.


Hej! Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Proszę o komentowanie! 

czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 6. ,,Kocham cię!''

 Dzisiejszy rozdział dedykuję wszystkim komentującym!

                                        **Stephen**
   
Szliśmy z Lesli przez Central Park. Zastanawiałem się o czym myślała. Jeśli to ona miała mi się oprzeć, co było dla mnie pewne, musiałem ją do siebie przekonać. Tylko jak?
    - A więc? - zapytała.
- Co ,,więc''? - odpowiedziałem, pytaniem na pytanie ze zdziwieniem.
- Od kiedy jesteście razem?
- Razem z kim? - rozmowa zabrała niespodziewany obrót. Mieliśmy rozmawiać, o nas. A nie o jej wymysłach na temat mnie i jakiejś dziewczyny.
- No z Kath. A z kim innym?
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale rozpocząłem zdanie ,, Ale my wcale...'' i wtedy ,,moja dziewczyna'' mi przerwała - powiedziałem robiąc w powietrzu cudzysłów. Jak mogła pomyśleć, że ja z Kathariną... Taki pomysł pojawił się w mojej głowie raz, ale wtedy miałem z jedenaście lat i po raz pierwszy ujrzałem Kath. Wydawała się i miła i w ogóle... Nie ważne.
- To dlaczego powiedziała ,, Oczywiście, że nie powinnam się martwić? Mhm? - zapytała. Miałem ochotę jej opowiedzieć, o tym uczuciu. O tym, które odczuwam gdy jest blisko... Czy to miłość? Czy potrafię się zakochać? Czy Lesli to ta jedyna? Czy ona coś do mnie czuje? A jeśli nie? Jeśli przez nią złamię swoją zasadę? Tyle pytań i żadnych odpowiedzi.
- Jak by to powiedzieć... Kocha się we mnie od sześciu lat... - Lesli tylko wzruszyła ramionami.
    Wychodzą z parku usłyszałem ciche ,,Coś w nim jest''. Miałem całkowitą pewność, że słowa wydobyły się z ust blondynki, gdyż zaraz po tych słowach odwróciła wzrok... I nie chciała na mnie patrzeć.
             
                                  **Patrick**
   
- Ona się zakochuje! - słyszałem wściekłą matkę z pokoju obok. Nie zapowiadało się to najlepiej.
    - Patrick'u Christianie ! Do mnie! - zaczyna się zabawa....
- Tak matko? - zapytałem patrząc na czarnowłosą kobietę, o oczach jak dwa rubiny. Wysoka, zgrabna. Piękna. Umówiłbym się z nią, gdyż wyglądała na dwadzieścia lat. Był jeden problem to była moja matka. Demonica Lilith. Zabawiła się z jednym z Nephilim. Nie jakim Starkweather'em. I co? Ojciec umarł została mi ona. Mówiła mi, że mam siostrę. Całkowitą Nephilim, ale w pół czarownicę. O kogoś takiego cały Świat Cieni, mógłby się bić. Gdyby tylko wiedział, że jest ktoś taki. Ja nie mam magicznych zdolności. Mam zdolności Nocnego Łowcy i demona. Ale i tak moja siostra była, jest i zawsze będzie tą ,,zdolniejszą''. Matka zabrała mnie, bo nie chciała wychowywać czarownicy. Tylko następcę. Demona. Mnie. Otrzymałem w genach zewnętrznych kruczoczarne włosy i gładką, zimą skórę. Oczy w kolorze nieba mam po ojcu. Według matki, ciało pół anioła - również.
   - Zakochuje się ! - znów wykrzyczała. O co jej chodziło? Kto się zakochuje?
- Kto? O co chodzi?
- Lesli Edytha Blackthorn. - powiedziała spokojnie. Hah, mogłem się domyślić. Siostrunia. No prawie. Pff.. Po co ona matce? Niech żyje. Nie chcę mieć siostry. Nie chcę poznać żadnej z nich. To ja tu jestem demonem! Nie one! No Elise w sumie byłą takim trochę demonem. Ale żeby Lesli?! Co tego, że matka pomogła Blackthorn'om?!
   I wtedy mnie olśniło... Skoro matka pomogła... Musiała użyć krwi Anioła... Ona... To niemożliwe... Nephilim... Ona nie jest Nephilim... Lesli... To Anioł... Czułem jak emocje przebiegają przez moją twarz.
- Twoim zadaniem, niewdzięczny synu, będzie rozkochanie ją w sobie. Ona musi być moja! Złamiesz jej serce. Rozumiesz? - super... Jeszcze tego brakowało. Nie, no ładna, zgrabna, fajny przód, tył...
- Dobrze. - zgodziłem się. Nawet gdybym odmówił, musiałbym to zrobić.
- Pamiętaj. Jesteś w pół Nephilim, wykorzystaj to. - powiedziała, a następnie zniknęła. Wróciła do Edomu.
   Zostałem sam z myślami. Jak ja to zrobię? Jak mam ją rozkochać? Czy jestem do tego zdolny...?

                                            **Lesli**   Czy ja to powiedziałam na głos?! Niemożliwe... Nie on... Przecież on mnie rzuci po tygodniu... Złamie mi serce... Jak poprzedni... Ale ten jego uśmiech, mimika, gestykulacja, arogancja, pewność siebie, oczy w kolorze złota... Gdy tylko o nim myślę, mam motyle w brzuchu... Nie znam go. Poznałam go dziś. Czy to możliwe, że zakochałam się w nim po kilku godzinach?
   - Lesli, muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham.
- Wyda ci się to dziwne... Nienaturalne... - Ugh, ale się jąka. Przecież, mówiłam sobie, że to nie może być on... Nie on... Ahh, te złote oczy... Kochasz go. Nie wypieraj się. - Nie kocham go! - Odpowiedziałam swojej podświadomości.
- Kocham cię. - powiedział. Nie mogłam uwierzyć, że wypowiedział te słowa w moim kierunku. Poznałam go w południe, a po ośmiu godzinach on mi wyznaje, że mnie kocha?!
- Stephen... Zaraz... Co? - zapytałam dziwnie zadowolona.
- Kocham cię - powtórzył głośno i wyraźnie.                                                                                  Po historii, o tym, że ktoś miał mu się oprzeć, byłam pewna, że chodzi o mnie. Wszyscy zakochiwali się w nim od razu. Ale tak naprawdę każdy kochał jego wygląd. A nie to, co miał w sercu. Stephen nie potrafił kochać. Znał to pojęcie pod względem kochania się w łóżku. Znał prawdziwą miłość, bo patrzył na swoich rodziców. Ale nie rozumiał, dlaczego się tak bardzo kochali. Dlaczego jego nikt tak nie kochał. Przyzwyczaił się, że każdy go uwielbia. Bo każdy mówił mu to w prost, od razu. Od pierwszego spotkania. Ale nie ja.
   - Stephen... To niemożliwe... My znamy się od paru godzin... - byłam pewna, że mnie podpuszcza.
- Ale ja jestem tego pewny! Pewny od kiedy zobaczyłem cię na środku twojego pokoju! - odpowiedział błagalnym tonem.
   Potem słyszałam za sobą tylko krzyki, anio... Stephena: ,,Naprawdę! Lelsi! Kocham cię!''           -Przykro mi, ale ci nie wierzę. - powiedziałam cicho, biegnąc w stronę Instytutu, nadal słysząc błagalny ton blondyna.


Hay! Przepraszam, że rozdział dopiero dziś. Byłam chora i trudno mi się myślało xd Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Ale jest jeszcze tak wiele pytań... Czy Lesli uświadomi samej, sobie, że kocha Stephena? Co zrobi teraz Steph? Czy Patrick pojawi się w życiu Lesli? Czy pozna w końcu swoje siostry, których nienawidzi? Czy może jednak cząstka dobra tkwi w Patricku? Czy ktoś ją odkryje? Jeśli tak, to kto? Czy Lesli wygra walkę o swoją duszę? Wszystkiego dowiedzie się w ,,Darach Anioła: Mieście Nowonarodzonych'' 
Chciałabym jeszcze raz prosić o komentowanie! To motywacja! A tu polecę wam jeszcze bloga mojej BFF :)  http://prawdziwa123115.blogspot.com
    

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdział 5. ,,A może jednak się uda?''

                                      **Elizabeth**   - To jak? Czerwona czy granatowa? A może biała? - od rana siedziałam w pokoju mojej najlepszej przyjaciółki, słuchając opowieści, o tym jaki to Stephen jest cudowny i musi się z nim umówić, bo inaczej zwariuje. Ale mnie nie interesował Stephen. Mnie interesowała dziewczyna, o której wcześniej wspomniała Kath.
   - A może w końcu powiesz mi coś, o tej dziewczynie?
- Której? Tej blondynie, która próbuje mi ukraść Stephena? - burknęła Katharina.
- Tak, o niej. Jak ma na imię? Nazwisko? Wygląd? Wiek? - chciałam zdobyć jak najwięcej informacji, o nowej współlokatorce. Nie sądzę, aby była wredną, pustą lalą, która jak każda inna szaleje za Stephenem. Ja jedyna wiedziałam, o sekrecie Stephena, o jednej osobie, która mu się oprze, a mój przyjaciel się w niej zakocha. Ja opieram się Stephenowi z trudem. Ale jest teraz dla mnie, jak brat. Wiedzieliśmy o sobie wszystko.
- No, to... - zaczęła Kath, gdy nagle w drzwiach ujrzałyśmy w drzwiach moją przybraną siostrę.
   Vasilissa Clarissa Lewis - piętnastoletnia córka Isabelle i Simon'a Lewis. 176 centymetrów wzrostu, brązowe falowane włosy, ciemne oczy, na których zawsze znajdowały się szkła, które zmieniały kolor tęczówek na szare. Szczupła. Ideał. Według mnie. Kocham ją od zawsze. Od pierwszego momentu naszego spotkania.
   Miałam wtedy 7 lat, a Lissa 5. W rodzinie Lewis'ów znalazłam się, całkiem przypadkowo. Ja byłam przypadkiem. Mój ojciec Hodge Starkweather, znalazł sobie ładną i młodą, kobietkę, niedługo przed śmiercią. Moja matka zaszła w ciążę, zmarła przy porodzie. Wychowałam się w sierocińcu. Pewnego dnia, uciekłam i uderzyłam o czyjeś nogi. O nogi, mojej nowej mamy - Isabelle Lewis. Matka kochała dzieci. Małe, duże, średnie, każde. Pokochała mnie od pierwszego wejrzenia. tego samego wieczora, poznałam moje nowe rodzeństwo i kuzynostwo: Parisię, Maxwell'a i Vasilissę. Z nią mam najsilniejszą więź. Zostałyśmy parabatai.     - Hej, co tam? Znów gadacie o tym, że nie umiem skakać z 30 metrów? No, weźcie jeszcze będę lepsze, niż wy! - wykrzyczała Lissa.
- Nie rozmawiamy, o twojej technice skoków, tylko o tej nowej mieszkance Instytutu. - powiedziałam, Liss stanęła obok mnie. Chodź to ja byłam starsza, to ona była wyższa. Ona 176 centymetrów wzrostu, a ja ledwo 155 centymetrów.
- Właśnie! Któraś z was ją widziała? Wiem jak się nazywa. Lesli Edytha Blackthorn. Tata mi powiedział. - pochwaliła się Lissa i uśmiechnęła się promiennie.
- Ja ją widziałam - powiedziała Katharina - Blond włosy, brązowe oczy, szczupła, niska. - Z takiego opisu mi nici. Katyh chyba naprawdę jej nie polubiła. Zawsze opisywała kogoś bardzo szczegółowo. Chyba, że tego kogoś nie polubiła.
- Zadzwonię do Pat! Jak tylko Lesli wróci ze spaceru z Stephenem wszystkie pójdziemy do klubu! - gdy wspomniała o blondynce, która poszła się przejść ze złotookim, na twarzy KAth namalował się grymas niezadowolenia i obrzydzenia.
- Okay. Idę wybrać sukienkę na wieczór. - już kierowałam się do drzwi razem z Lissą, gdy coś mi się przypomniało - Aha, K. ubierz tę czerwoną - popatrzyłam najpierw na twarz przyjaciółki, a następnie na sukienkę, leżącą na łóżku - będzie ci pasować do twarzy! - następnie wyszłam z pokoju kaszląc ze śmiechu.
   - Ejj, a może Steph i Max pójdą z nami? Będzie fajnie! - powiedziała Lissa.
- Niech będzie. Dzwoń do Pat, niech wraca do domu. Aha i do Stephena też! - rozkazałam.
W odpowiedzi usłyszałam tylko, cichy pomruk ,,okay'' i, coś w stylu ,, muszę się spodować Steph'owi''. Hah. Zaraz.... w co ja się ubiorę? Może tym razem w końcu wybierze mnie?
   Nie, to niedorzeczne my się przyjaźnimy. A może jednak się uda? - powiedział cichy głosik w mojej głowie.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał! Komentujcie koszałki! To inspiruje!